poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 3



Hermiona związała włosy w kok i ubrana w wygodny strój wyszła z Harrym z hotelu. 
W ciemnym zaułku teleportowali się przed wejście do jaskini. Była to ciemna szpara w skale, którą schodziło się w dół.  Zeszli do ciemnego korytarza. Wyjęli różdżki i oświetlili sobie drogę. Hermiona pisnęła, gdy zobaczyła czaszkę przy skalnej ścianie.
- Poczekaj.- powiedziała Miona i rzuciła zaklęcia, by sprawdzić czy są pułapki. Nic nie wykryła.- Dobra idziemy.
Szli schodami i korytarzem, Hermiona co chwile sprawdzała pułapki. Doszli do drzwi. Był na nich wyryty wąż.
- Alohomora.- otworzyły się.
- To było łatwe.-powiedział Harry.- Za łatwe.
Za drzwiami czekały na nich dwa posągi czarodziejów.
- Jak sądzisz Harry? O co chodzi?- powiedziała Herm, a w tej samej chwili posągi ożyły i zaczęły ich atakować.
- Chyba mamy z nimi walczyć!- krzyknął.
Po 10 minutach posągi rozpadły się na kawałki.
Ruszyli dalej korytarzem.

Szli dobre 10 minut krętym korytarzem, aż doszli do kamiennych drzwi. Był na nich wyryty wąż. Drugi wąż był na miejscu klamki i przez niego nie można było otworzyć drzwi.
- Harry? Co robimy? Alohomora.- zaklęcie nie zadziałało.
- Heszsszasssa… - Hermiona wzdrygnęła się na język węży. Oba węże poruszyły się i ożyły.
- Redukto.- Hermiona miała nadzieję, że gady zniknął, ale to na nic…
- Bombarda. Redukto. Confringo!
Węże zbliżały się do Hermiony i Harrego, a ze sklepienia tunelu zaczęły spełzać następne. Miona rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś wskazówki jak je pokonać, ale to co zobaczyła przeraziło ją. Pod skalnymi ścianami leżały kościotrupy. Była też jedna świeża zwłoka-czarno włosa kobieta. Miała koszulkę z napisem: ,,Odkrywcy Przyrody  -  Odkrywamy Jaskinie’’
Herm wyjęła miecz Gryffindora, który dostała w tajemnicy (wszyscy myśleli, ze zaginął) i zaczęła walczyć z najbliższymi gadami.
Z sufitu spełzały dziesiątki węży,  Harry i Hermiona byli przez nie otoczeni. Po chwili pierwsze węże plątały się im pod nogami, okręcały się wokół stóp tak, że zaczynali tracić równowagę.
Gadów ciągle przybywało, próbowali się bronić lecz było ich za dużo. Harry przemówił w języku węży, ale żaden z nich go nie słuchał. Spróbował ponownie, ale efekt był przeciwny-jeszcze więcej gadów się do nich zbliżało.
Hermiona wrzasnęła, gdy jeden z nich ugryzł ją w nogę, Harrego też pogryzły. Rozejrzała się dookoła. Harry walczył jej mieczem, ale praktycznie nie mógł już się ruszyć. Jeden z gadów owinął się Hermionie dookoła bioder, a reszta pełzających na podłodze węży sięgała już jej do kolan.
No świetnie… Utopimy się w wężach. Super śmierć…
Rozglądali się rozpaczliwie za jakimś wyjściem czy wskazówką, ale zobaczyli tylko skały, skały i dziesiątki strasznych, zielonych węży. Jeden z gadów owinął się wokół szyi Pottera i ten zaczął się dusić.
Hermionie zrobiło się słabo, pewnie od jadu węża. Jeden z nich wpełzł jej pod bluzkę, gdzie zaczął gryźć jej skórę. Wrzeszczała i piszczała, lecz coraz więcej węży okręcało się wokół jej brzucha, klatki piersiowej, rąk i szyi. Po chwili cała została przykryta przez gady, tylko twarz została na wierzchu. Węże zaczęły się zacieśniać, czuła się jak w za mocno związanym gorsecie, dusiła się. Chciała spojrzeć na Harrego, ale szarpał się tyłem do niej. Zaczęła głośniej krzyczeć, ale nikt jej nie słyszał.
Nagle usłyszała przerażający szept.

Hasszsssassssas saszisassss seihsasss To Potter. Przynieście mi go tu. I tą szlamę też. Saszahss.

Po chwili zjawiły się zakapturzone postacie. Węże rozsypały się w piasek, a Hermiona i Harry upadli na ziemię. Została kopnięta w brzuch, ktoś zabrał jej różdżkę. Nagle usłyszała trzask i zobaczyła wielki błysk. Był to Dumbledore.
- Hermiona, zaraz ktoś po ciebie wróci. Ja zabieram Harrego. Nie bój się.
I już go nie było. Zaraz potem pojawiła się Luna i Ginny, które złapały ją za rękę, wzięły jej różdżkę i teleportowały się gdzieś. W trakcie teleportacji ktoś złapał ją za nogę, a gdy wylądowali leżała na ziemi przygnieciona ciężarem jakiegoś mężczyzny. Usłyszała krzyki Ginny i Luny. Ktoś rzucił na nią zaklęcie, nie mogła się ruszać, straciła przytomność.
***
Obudziła się. Leżała na kamiennej podłodzie. Pierwsze co zobaczyła to kraty i łańcuchy na jej  rękach, nogach, talii. Była w piwnicy. Obok leżały przywiązane Ginny i Luna. Też już odzyskały przytomność. Nie miała na sobie swojego dawnego ubrania, tylko jakąś szmatę na ramiączkach, która sięgała ledwo do połowy uda. Nie miała na sobie żadnej bielizny. A to znaczyło, że ktoś musiał ją…
- Proszę, proszę… Zobacz obudziły się.- ktoś stał za nią i nie widziała go. Z głosu był to mężczyzna.
- Wołamy Pana?- drugi to też chłopak. Tylko nie to… Gdyby był jeden, można było go pokonać…
- A co ci się tak spieszy? Najpierw trochę się poznamy.-usłyszała obrzydliwy rechot. Szorstkie ręce chwyciły ją za ramiona i przygwoździły do ściany. Wrzasnęła. Uderzył ją w twarz. Było ciemno, zobaczyła tylko jego rysy, ale był silny. Bardzo silny.
- Cicho bądź to nic ci się nie stanie. Ej Garry, zobacz. Niezła laska.- wbił jej się w usta. Gdy odsunął się, splunęła mu w twarz. Kopnął ją w brzuch, przewróciła się i krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Może ktoś usłyszy i zabiorą nas z tego lochu?
Nagle ktoś wpadł do piwnicy.
- Na górę. Za 15 minut przesłuchanie, a jeszcze ja chcę z nimi porozmawiać.- była to Bellatrix.
Gdy weszli do wielkiego salonu, w którym jedynymi meblami były krzesła ustawione w półkręgu (jedno z nich największe, bardziej przypominało tron), a reszta pokoju była wolna, Bellatrix zauważyła coś przywiązane do boku jednego mężczyzny (tego, co przyprowadził Hermionę, Lunę i Ginny).
- Czekaj!-wrzasnęła.- Co to jest?!
- Co?
- To co masz u boku?
U boku miał przywiązany miecz Gryffindora.
- Mieczyk tej dziewczyny.-pokazał na Hermionę.- Wziąłem go sobie razem z innymi jej rzeczami.
Bella machnęła różdżką i wyrwała miecz z jego ręki.
- Crucio!
- Zwariowała! Ja ją złapałem i to mój miecz! Pani Lastrange!
- Jak śmiesz tak się do mnie zwracać?  Wynocha!
Przywiążcie te dwie do poręczy schodów i idźcie stąd.- uśmiechnęła się do Hermiony.
- My tu sobie pogadamy.
Ginny i Luna wyrywały się, ale zostały przywiązane zaklęciem do schodów na korytarzu. Bellatrix zamknęła drzwi od salonu. Hermiona odsunęła się na drugi koniec pokoju.
- Nie uciekaj kochana.- usłyszała wredny śmiech. Po sekundzie Bella teleportowała się metr od niej.- I tak cię dopadnę.- wysyczała jej do ucha.- O! Czyż to nie ta szlama? Granger?
Ten miecz leżał w mojej skrytce u Gringotta! Gadaj jak go zdobyliście?!- przygniotła Herm swoim ciałem i leżała na niej tak, żeby nie mogła się ruszyć.- Gadaj!
- Ja… Ja n-nic nie wiem… Nie byliśmy w banku…
- Jak go zdobyliście? Ukradliście! Z mojej skrytki?- wyjęła nuż z kieszeni i jeździła po konturze ust Hermiony.
- Nie wiem nic nie wiem…- Hermiona prawie płakała.
- Ach tak? To może zaraz mi powiesz?- wzięła nuż i przecięła nim skórę na ręce Hermiony. Potem drugie nacięcie-głębsze. Dziewczyna wiła się z bólu. Teraz literka R. Teraz U. Następne dwie litery…
- I co? Może jednak mi powiesz?- uśmiechnęła się.
- Ale ja… ja naprawdę nie wiem o co chodzi…- powiedziała Miona łkając.
Bella znowu zaczęła ciąć jej rękę. Litera A.
Wrzeszczała. Piszczała. Wiła się po podłodze. Wyrywała się. Walczyła. Czuła tylko straszny ból w ręce. Bolało. Jak cholera.
- N-Nie wiem… Naprawdę.- kolejne nacięcie w ręce. Ostatnie.
- Masz szczęście, szlamo, ze Czarny Pan chce cię przesłuchać żywą. Ale tej blizny nigdy nie zmyjesz. Będą wiedzieć z kim mają do czynienia.- wymamrotała zaklęcie.
***
Gdy Voldemort i śmierciożercy weszli do Sali, ciągnąc za sobą Lunę i Ginny, Bella stała nad Hermioną i śmiała się szyderczo.
Herm była prawie nieprzytomna. Spojrzała na napis na ręce…
No tak… Mogła się domyślić… I nie będzie mogła tego zmazać?




///
Jak Rozdział?
Ktoś tu w ogóle  zagląda???

Cornelia
Nox


niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 2

Rozdział 2

- Draco…
- Hmm…- Draco czytał właśnie książkę.
- Ej! Smoku!
- No czego?!
- Dopiero 17. Wbijamy gdzieś?
- Gdzie?
- No nie wiem. Ja to bym poszedł do Granger drugi raz i bym jej wytłumaczył, że nic już do niej nie mamy.
- Zabini, ty idioto! A co jeśli znowu będzie w łazience i wyjdzie w bieliźnie?
- Smoku, oboje wiemy, że akurat to ci nie przeszkadzało.
- Nie. Nie idzemy.
- TY nie idziesz. JA idę.
- Co? Nie. Jeszcze zrobisz z siebie większego durnia.
- No i co? Wiesz, przynajmniej nie będę się gapił na nią gdy jest w bieliźnie tak jak ktoś tutaj. To idziesz?
- Nienawidzę cię. – Zabini uśmiechnął się pod nosem i skierował się w stronę drzwi na korytarz.
- Gdzie idziesz? Idziemy łazienką prefektów. Będzie szybciej.
- Co? Możesz przejść łazienką prosto do dormitorium Hermiony? I nic mi nie powiedziałeś?!?
***
- Chyba jej nie ma.- powiedział Blaise po 2-minutowym pukaniu i chciał wracać do pokoju Dracona.
- Na to wygląda.- powiedział Draco, po czym otworzył drzwi i wszedł do środka.
- A. No tak. Jasne. Głupi ja. Co ja sobie myślałem. Przecież jak Hermiony nie ma, można tak po prostu do niej wejść.- powiedział Zabini, wchodząc do pokoju Gryfonki.
- Ładnie się urządziła…- powiedział Draco, rozglądając się po dormitorium Hermiony w kolorach:


Usiedli na kanapie i wyczarowali ognistą.  Po chwili do pokoju weszła panna Granger.
- Zabini? Malfoy?- nazwisko Dracona wycedziła przez zęby- Co wy tu do diabła robicie?!
Blaise i Draco wstali, a Diabeł podszedł do Herm.
- Sorry Hermiona, nie chcieliśmy, żeby to poprzednie tak wyszło. Chcieliśmy cię przeprosić. Przez te sześć lat zachowaliśmy się jak idioci. Przepraszam.- podał jej rękę. Hermiona zaskoczona też podała mu rękę. Popatrzyła się na Dracona. Chyba miał jej coś powiedzieć, ale właśnie w tej chwili do dormitorium wpadł Harry i Ron.
- Hermiona? Co ta fretka i jej durny kumpel tu robą?
- Nie twoja sprawa Ron.- Herm nadal była na niego zła.
- Właśnie, że moja. To są ŚLIZGONI i jakbyś nie zauważyła, przez sześć lat nazywali cię szlamą.
- Naprawdę dzięki za przypomnienie.- Czy on to robi specjalnie???
- To może my już pójdziemy.- Diabeł dał kuksańca Draconowi i wyszli przez drzwi do łazienki prefektów.
- Czy mi się zdaje czy oni mają połączony pokój z twoim???- Ronald był wściekły.
- Ron, Malfoy jest prefektem. Też ma łazienkę prefektów. Po co przyszliście?- popatrzyła na Rona z politowaniem i zwróciła się do Harrego.
- Pożegnać się. No wiesz, bo ja wyjeżdżam do tego ministerstwa, a ty na pogrzeb… Oboje wyjeżdżamy wcześnie rano..
- A, jasne. Pa Ronald.- niechętnie przytuliła Rudzielca.- Pa Harry.- jego też przytuliła.
- Do zobaczenia, Hermiona.- powiedział Ron i wyszedł. Harry puścił jej oko i opuścił jej pokój.
***
Budzik zadzwonił o 5:30.  Czemu tak wcześnie???
Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Szybki prysznic, mycie zębów, pełny makijaż i ubranie-stanik push up, top, jeansy, kurtka skórzana, buty na obcasach i biżuteria. Uśmiechnęła się do siebie w lustrze, puściła oko i uczesała włosy. No, gotowe. Która godzina? Co? 6:30?  Za 10 minut mam być na dole!
O 6:45 zbiegła na dół. Harry już czekał.
- Pięć minut spóźnienia. Wzorowa uczennica.- wyszczerzył się do niej.
- Ciii… - uśmiechnęła się.
- Witam panno Granger, panie Potter.- McGonnagal zeszła po schodach z piętra.- Gotowi? Wspaniale. To do zobaczenia za trzy dni.
- Do widzenia pani profesor.
 Wyszli ze szkoły.
- Za 10 minut mamy być na lotnisku. Samolotem będziemy lecieć trzy godziny.- powiedział Harry.
- Całe szczęście, że wzięłam coś do czytania.
- Kurcze. Wiedziałem, że czegoś zapomniałem… A konkretnie ile książek wzięłaś?
- Pięć do czytania i tak około piętnaście naukowych…  No co? Mogą się przydać.
***
Gdy wyszli poza teren Hogwartu, Harry złapał ją za rękę, poczuła lekkie mdłości  i znaleźli się na lotnisku w Londynie.
- Uwaga. Samolot do Zadaru, Chorwacja odlatuje za 15 minut.- przemiłym głosem z głośników zostali poinformowani  Harry i Hermiona.- Państwo Brown są proszeni do samolotu z biletami.
Hermiona podała Harremu fałszywy dowód i bilet po czym ruszyli w stronę przejścia na dwór.
Piętnaście minut później siedzieli na fotelach i patrzyli na oddalający się Londyn.
- To jaki jest plan?- zapytała Hermiona po rzuceniu zaklęcia wyciszającego.
- Musimy dostać się do miejsca ukrycia horkruksa. Jeśli nam się nie uda, co jest prawdopodobne, to chociaż możemy odnaleźć wskazówki. Więcej omówimy na miejscu. Sorry Hermiona, wstałem o piątej… Dobranoc.
Herm odchyliła swój fotel do tyłu i wyjęła jedną z książek.
***
(w hotelu)
- Witamy. Oto państwa pokój.- powiedziała recepcjonistka z akcentem.- Jeśli będą państwo czegoś potrzebowali, proszę zadzwonić.- wskazała na domofon przy drzwiach.- Tym przyciskiem. Chcą państwo o coś zapytać? W takim razie do widzenia i życzę miłego pobytu.
Harry i Hermiona zaczęli oglądać apartament.
Łazienka:

Salon i kuchnia:

Sypialnia:

Hermiona rozejrzała się po sypialni.
- Wygląda na to, Harry, że będziesz musiał spać na podłodze.
- Hermiona, te łóżka da się rozłączyć.
- Ładnie tu, prawda?
- Co zjesz na obiad? Może być spaghetti?
- Jasne!
***
Siedzieli przy stole po obiedzie.
- Więc, dzisiaj idziemy do tej jaskini, w której prawdopodobnie będzie wskazówka. Jutro jeśli znajdziemy coś w tej jaskini, pójdziemy tam, gzie może być horkruks. Pojutrze nie wiem… Jeśli będziemy mieli szczęście to wydobędziemy ten pierścień…
- No, dobra. Ale Voldemort przecież nie zostawi bez ochrony tego horkruksa ani wskazówki. Wiesz co tam będzie?
- Nie… Pewnie mnóstwo pułapek. Tak zgaduje. To co? Wyruszamy za godzinę?
- Ok… Jak mam się ubrać i co wziąć?
- Wygodny, lekki strój, kurtkę przeciw deszczową, może jakiś polar, buty górskie… I co tam będziesz uważać za potrzebne, tylko nie zapomnij różdżki.
Hermiona jednym zaklęciem wypakowała swoje rzeczy i spakowała do plecaka potrzebny ekwipunek. Przebrała się w coś wygodnego.
- Ehm… Hermiona? Zajęłaś CAŁĄ szafę…- Harry patrzył się na jej gołe nogi. (miała na sobie tylko krótką tunikę)
 Jaką miał minę... Urocze...

- Nie! Co ty? Zostawiłam ci dwie półki… Te na dole…- uroczo się uśmiechnęła i zniknęła w łazience. 
//

Jak drugi rozdział... ??????????
Tak wiem że długo...

Pozdrowienia i całuski <3 <3 <3 <3